niedziela, 20 maja 2012

Tajemnice

Cześć wszystkim! Wiem, zapomniałam o blogu, bo nie mogłam się zalogować na Bloggera. No, i strasznie denerwuję się kilkudniowym wyjazdem do Pragi, żeby się na czymkolwiek skupić.
Także zapraszam na najtrudniejszą jak dla mnie notkę. Po ośmiu komentarzach kolejna część. ;D
Podkład do notki: Nickelback - Savin' Me




- Co zrobimy? – Powtórzyłam. – Musimy... to przerwać. Skończyć znajomość. To jedyne wyjście, przecież wiesz.
- Tylko pytanie, czy oboje tego chcemy?
Złapał mnie. Nie chciałam się z nim żegnać, coś mnie przy nim przecież trzymało.
Podeszłam do niego i szybko pocałowałam. Poczułam łzy, płynące mi po policzku, ale nie zwracałam na nie uwagi. Szybko odwróciłam się i pobiegłam, zostawiając go samego, tak bez pożegnania, bez odpowiedzi na jego pytanie.
Nie chciałam na nie odpowiadać, bo powiedziałabym „Nie, nie chcę o tobie zapominać. Chyba się w tobie zakochałam, ale oboje wiemy, że to zakazane! Na dodatek jestem zaręczona i zakochana w najlepszym przyjacielu i nie mam łatwo w życiu, a ty mi wszystko utrudniasz!”

Nie widziałam, gdzie biegnę, wszystko przesłaniały mi łzy. Dopóki na kogoś nie wpadłam. Ten ktoś przytrzymał mnie, zanim upadłam.
Przetarłam oczy i spojrzałam w górę. Myślałam, że śnię.
Nyks. Co tu robiła? Nie wiem, ale jedno jest pewne: nie powinnam jej spotkać.
- Roxane, jesteś pewna? – Spytała mnie.
Wyrwałam się z jej objęć. Wyglądała tak samo, jak w moim śnie.
- Nie! Niczego nie jestem pewna, a to wszystko przez ciebie! Nie mogłaś sobie wybrać innego kozła ofiarnego?!
- Roxane, od początku, od chwili twoich urodzin, miałam co do ciebie plany. Jesteś Wybawicielką wszystkich ras, kochanie. Musisz uwierzyć w swoje możliwości, w to, że jesteś silną i niezależną dziewczyną. Wierzę z całego serca, że dasz radę.
- Jaki plan? Ja chcę być normalna!
- Nigdy nie będziesz normalna, będąc Czarnym Aniołem. Takie są czasy, a te czasy trzeba naprawić. Nadchodzi nowa era, Roxane, Era Dusz.
- Mam gdzieś twoją erę! Nie jesteś moją boginią, nie jestem wampirzycą, żeby ciebie słuchać!
Odwróciłam się i pobiegłam w stronę swojego domu. Trzasnęłam drzwiami, pobiegłam do swojego pokoju nie bacząc na to, że z dołu woła mnie matka.
Przez łzy spojrzałam na kalendarz. Za półtora tygodnia moje osiemnaste urodziny. Za dwa tygodnie mój ślub z Johnem, chyba powiem mu nie. Za trzy tygodnie ceremonia koronacji na nową królową. Królową Czarnych Aniołów.
Dlaczego nie mogę być kimś innym?
- Roxane, wszystko w porządku? – Do mojego pokoju weszła matka.
Usiadłam na łóżku tyłem do niej.
- Tak, jak najbardziej. Możesz już iść – powiedziałam mechanicznie.
Jednak nie poddała się. Podeszła i usiadła obok mnie.
- Córeczko, widzę, że coś jest nie tak - powiedziała. – Urodziłam cię i znam cię bardzo dobrze, kochanie.
Wypuściłam powietrze z rezygnacją.
- Po prostu jestem zmęczona tym wszystkim... życiem tutaj. Po prostu czuję się, jakbym była otoczona przez fantomy, mamo. Wszystko tu jest takie sztuczne, przynajmniej dla mnie. Nie umiem się tu odnaleźć. Czasami myślę tylko... o ucieczce.
- Skarbie – przytuliła mnie, chyba pierwszy raz w życiu. – Wiem, jak ci jest trudno. Też myślałam tylko o żałosnym życiu, jakie mnie czeka w przyszłości. Ale to się zmieniło, u ciebie na pewno też się zmieni. Trzeba po prostu czekać.
- Jak ci się to udało? – Spytałam.
Matka uśmiechnęła się. Miała takie rozmarzone spojrzenie.
- Zakochałam się. Wtedy nie tylko ja się zmieniłam, ale także on. Kochałam go bardzo mocno, wiesz? Nie widziałam świata poza nim.
Moment. Kochała? Czyli to nie tata?
- Mamo... w kim byłaś zakochana?
- Byłam młoda i głupia. Zakochałam się w przedstawicielu innej rasy – mama otarła pojedynczą łzę, czym mnie zaskoczyła. – Ukrywałam to przez dwadzieścia lat, ale tobie mogę powiedzieć, żebyś nie popełniła tego samego błędu.
- Jak się nazywa? – Naciskałam.
- Ryan Fireheart.

piątek, 4 maja 2012

Chwila szczerości

Dzień dooobry. Jak humor w ten piękny, dla niektórych słoneczny, dla niektórych deszczowy dzień?
Bo u mnie jest to dzień użalania się nad tym, że jestem singielką. No, ale trudno, peszek się mówi.
Po siedmiu komentarzach jak zwykle kolejna część. ;D
Podkład do notki: Nickelback - If today was your last day



Caroline poprowadziła mnie do lasu przy plaży. Zawahałam się, czy na pewno za nią wejść, ponieważ nie wiedziałam, co mnie tam czeka.
Zatrzymała się na niewielkiej polanie – ot, wiele ich w takim zwykłym lesie. Założyłam ręce na piersi i czekałam, żeby mi wytłumaczyła swoje dziwne zachowanie.
- Nie mam pojęcia, co się dzieje między tobą a moim bratem – zaczęła – ale, do cholery, on cierpi. A ja cierpię razem z nim, kiedy go widzę w takim stanie.
Przetarłam palcami skronie, prosząc w duchu, żeby wampirzyca dała mi spokój i żebym mogła wrócić do Bretta...
- Nie wiem, co się działo na twoim wczorajszym przyjęciu, kiedy zniknęliście, ale potem mój brat wyglądał, jakbyś wbiła mu sztylet w serce. No i jeszcze ten sen, w którym krzyczał coś o nożu...
Moment? Sen o nożu? Czyżby to było naprawdę? Czy to nie był tylko wymysł mojej chorej wyobraźni? Czy naprawdę próbowałam go zabić?
- A dziś ledwo wyciągnęłam go z domu. Jest przygnębiony i po raz pierwszy w życiu nie komentuje moich zachowań.
- Stop – przerwałam jej ten wykład. – A co ma mnie obchodzić jakiś wampir? Jestem Czarnym Aniołem, jakbyś jeszcze nie zauważyła. Ani ty, ani twój brat mnie nie obchodzicie. Mogę cię jedynie zapewnić, że jego aura ma się dobrze.
Czerwonowłosa uśmiechnęła się. Nieco niebezpiecznie.
- Jako, że jestem kochaną młodszą siostrzyczką, załatwiłam Chrisowi spotkanie z tobą – oświadczyła, czym zszokowała mnie tak bardzo, że stałam jak wryta w miejscu.
Zza potężnej sosny wyszedł Christopher. Mimo, że dziś nie miał na sobie idealnie skrojonego garnituru, to i tak wyglądał niesamowicie w obcisłym t-shircie i dopasowanych spodniach. Mimo, że miał podkrążone ze zmęczenia oczy i zaciśnięte usta, co coś w nim samym sprawiało, że się go bałam.
- To ja was zostawię samych – jeszcze raz uśmiechnęła się Caroline i skierowała się w stronę plaży.
Podążałam za nią wzrokiem, zastanawiając się, czemu od spojrzeń nie można umrzeć. To by mi bardzo pomogło w tej chwili.
- Roxane... – powiedział Chris, ale zamilkł, podchodząc do mnie bliżej, na co ja automatycznie zrobiłam kilka kroków do tyłu.
- Nie podchodź do mnie – szepnęłam, delikatnie przymykając oczy.
- Pozwólmy sobie na chwilę szczerości – poprosił.
Niepewnie kiwnęłam głową, zachęcając go, żeby zaczął pierwszy.
- Kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy, widziałem w tobie jedynie wroga i niebezpieczeństwo dla Caroline – zaczął. – Jednak moja siostra była uparta i kazała mi, żebym cię odszukał, oddał wisiorek, który ci przez przypadek zerwałem i przeprosił za swoje zachowanie. Na balu prawie cię nie poznałem – uśmiechnął się. – Wyglądałaś tak skromnie, a jednocześnie tak niesamowicie – zerknęłam na niego z ukosa. Nie wstydził się, mówił tak otwarcie. – Jedyne, co mnie denerwowało, to ten facet, który za wszelką cenę chciał zwrócić na siebie twoją uwagę – stłumiłam śmiech. Chodziło mu o Johna. – I ten taniec... Musiałem z tobą zatańczyć, innej opcji nie widziałem. Poruszałaś się z gracją, tak lekko, jakbyś leciała nad ziemią. Zamroczyło mnie, tylko dlatego poprosiłem cię, żebyś ze mną wyszła. Wiem, odbiło mi w tamtej chwili.
- Nie obwiniaj siebie, bo ja w końcu też jestem winna – przerwałam mu i zaczerpnęłam powietrza. – Tamtego dnia znów wszystko szło nie tak. Chciałam iść na spacer, uspokoić się trochę. Nie zauważyłam, że zaszłam za daleko – uśmiechnęłam się wymuszenie. – Spotkałam Caroline, a kiedy już miałam odchodzić, pojawiłeś się ty. W pierwszym momencie bałam się ciebie. Jednak jak już, krótko mówiąc, uciekłam, zwróciłam uwagę na szczegóły. Miałam tylko ciebie przed oczami – zarumieniłam się, prosząc, żeby tego nie zauważył, ale tylko patrzył mi w oczy. – Na balu... modliłam się w duszy, żeby nikt nie zauważył, że się znamy. Na tańcach chciałam stanąć jak najdalej od ciebie, jednak w środku byłam dziwnie zazdrosna o te wszystkie dziewczyny, które cię otaczały. Lecz kiedy znalazłam się w twoich ramionach ponownie, moje myśli jakby wyparowały i nie mogłam myśleć logicznie. Kiedy wyszliśmy...
- Oboje popełniliśmy kilka błędów – przerwał mi łagodnie. – Ty nie powinnaś poznać Caroline, a ja nie powinienem cię był odszukiwać.
- Czy mi się wydaje, czy właśnie winę za to wszystko zwalasz na młodszą siostrę? – Zaśmiałam się.
- W gruncie rzeczy to tak. Wszystko to jej wina.
- Tylko jej tego nie mów – spojrzałam mu w oczy.
- To co teraz zrobimy? – Jego oczy posmutniały, złapał mnie za rękę.