niedziela, 11 marca 2012

Pierwsze spotkanie z wampirami

No, nowy post. Ostatnio nie miałam czasu, ale cudem dziś to wstawiam. ;D
Po pięciu komentarzach nowa notka! ;D



Miałam dość słuchania tych bredni, więc szybkim krokiem wyszłam z domu, z hukiem zamykając za sobą drzwi. Nie patrzyłam gdzie idę, ani czy ktoś idzie za mną. Odcięłam się na te kilka minut od swojego ciała, tak po prostu.
Minęłam granicę miasta, która zaznaczona była wielkim łukiem z napisem „Jeśli masz dość odwagi, przekrocz nasze bramy. Jeśli nie jesteś od nas, niechybnie zginiesz, wędrowcze”. Wkurzało mnie to już wszystko. Czy naprawdę nie mogłam urodzić się na przykład człowiekiem czy nawet wiedźmą, albo w ogóle się nie urodzić?
Szłam coraz szybciej, a nie zwróciłam uwagi na kamień, który leżał na drodze. Wywróciłam się z impetem lądując na asfalcie. Nie przejęłam się szczypaniem w ramieniu, ponieważ po kilku sekundach nie było śladu po ranie. Tak, nawet pocisk mi nic nie zrobi, bo od razu się zrosnę.
- Co ty tu robisz? – Usłyszałam za sobą damski głos.
Szybko podniosłam się z ziemi, patrząc na dziewczynę. Mogła mieć najwyżej siedemnaście lat, jeśli nie szesnaście. Była drobna i szczupła – zazdrościłam jej tego już od pierwszego spojrzenia na nią – a ciemnoczerwone włosy delikatnie opadały na plecy. Po jasnej karnacji już wiedziałam, w co się wpakowałam – dziewczyna za niedługo stanie się wampirem.
- A co cię to obchodzi? – Odpowiedziałam, ważąc każde słowo.
- Jesteś na terenie mojej rasy – nieznajoma omiotła wzrokiem okolicę.
Przeklęte dary! Istoty z mojej rasy były nadzwyczaj szybkie i się praktycznie nie męczyły – to dlatego nie zwróciłam uwagi, gdzie jestem. A byłam jakieś pięćdziesiąt kilometrów na północ od Los Angeles.
- Przepraszam, nie zwróciłam uwagi – spuściłam wzrok na czubki butów.
Rysy dziewczyny złagodniały.
- Spokojnie, nic ci się nie stanie – powiedziała miłym głosem. – Jestem Caroline Fireheart. A ty?
- Roxane Verna – przedstawiłam się automatycznie.
- Z jakiej rasy jesteś? Bo na pewno nie z mojej.
- Czarne Anioły.
Caroline zamarła. No tak – ja i ona będziemy wkrótce największymi wrogami. Moja krew będzie dla niej niczym ambrozja, a jej aura dla mnie niczym płynne złoto.
- To może ja już pójdę... – zaczęłam, ale przerwało mi czyjś głos.
- Caroline! Gdzie jesteś? Carly!
- To mój brat, Christopher – powiedziała cicho, a po chwili krzyknęła – zaraz przyjdę, Chris!
- Do zobaczenia – pożegnałam się i miałam zamiar odejść, gdy ktoś złapał mnie od tyłu i nie mogłam się ruszyć.
- Chris! Zostaw ją! – Krzyknęła Caroline.
- Czego tu szukasz? – Odezwał się chłopak z ustami przy moim uchu. – Mów!
- Ja... ja zabłądziłam – wciąż próbowałam się wyrwać. – Nic ci nie zrobię, twojej siostrze też nie, jeśli mnie puścisz!
Jak na zawołanie spełnił moje polecenie. Odwróciłam się do niego przodem. Był w moim wieku, odrobinę wyższy. Czarne włosy były rozczochrane od biegu, a w zielonych oczach płonął ogień.
- Wynoś się i żebym cię tu już nigdy nie widział – warknął.
Nie odpowiadając, odwróciłam się na pięcie i pobiegłam.

7 komentarzy:

  1. Literówka w słowie "kilka". ;P
    Ale co do tekstu: jak zawsze ciekawie napisane. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. pisz dalej xPP

    OdpowiedzUsuń
  3. podejrzewam co będzie dalej ale to chyba tylko podejrzenia :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniałe <3 Mam nadzieję, że Chris i Roxane się zakochają <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, jestem taka przewidywalna? :(
      Muszę teraz wszystko zmienić!

      Usuń
  5. Ja również się domyślam, ale pewna nie jestem :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Nareszcie! Moja ulubienica - Caroline, wkracza do akcji! >.<

    OdpowiedzUsuń