niedziela, 1 kwietnia 2012

Zdrajczyni

Kolejny rozdział przed Wami otwiera ten piękny miesiąc, jakim jest kwiecień. Piękny? No, z pewnością, dziś Prima Aprilis a za osiem dni - odliczam, hel yeah - moje urodziny. Suuper.
Po siedmiu komentarzach następna część - jak zwykle. Miłego czytania!
Podkład do notki: Nickelback - Far Away



Znów patrzyłam w jego oczy, nie miałam siły, żeby obrócić głowę i tak po prostu odejść. A może nie chciałam? Sama już nie jestem niczego pewna.
- Musimy porozmawiać – rzucił, delikatnie i niewidocznie dla innych złapał mnie za rękę. – Teraz.
Kiwnęłam głową, słowa uwięzły mi w gardle. Niezauważenie – panował duży ruch, wnieśli „przekąski”, czyli biednych ludzi – wyszliśmy z sali. Odwróciłam ostatni raz wzrok na te biedne osoby, obecnie zamroczone, bo w ich organizmie znajdowała się odrobina krwi czarownic, co stanowiło idealny otumaniasz dla nich. Cóż, na krótko. Zaraz nic z nich nie zostanie. Nie znosiłam tej części balu.
Wyszliśmy za zewnątrz, po czym Chris poprowadził mnie w stronę starej wierzby, której gałęzie osłaniały przed niepożądanymi istotami. Stanęliśmy naprzeciw siebie.
- O co chodzi? – Spytałam.
- Po pierwsze: moja siostra uparła się, żebym ci to oddał – odpowiedział, wyciągając z wewnętrznej kieszonki złoty łańcuszek z motylkiem, który u nich zgubiłam.
- Dziękuję – powiedziałam, sięgając po niego dłonią, jednak chłopak był szybszy; obszedł mnie i delikatnie zawiesił mi go na szyi.
Znów stanął przede mną, dłonie położył mi delikatnie na ramionach.
- W tobie jest coś takiego, obok czego nie da się przejść obojętnie.
Patrzyłam na niego zahipnotyzowana.
- Nie mogę przestać o tobie myśleć. Sam nie wiem, co się ze mną dzieje. Nawet Caroline zauważyła we mnie zmianę – jedną dłonią przejechał po swoich włosach, zostawiając je w jeszcze większym nieładzie.
 Serce próbowało wyskoczyć mi z piersi. Nie mogłam wziąć głębszego oddechu; nie mogłam złożyć logicznie żadnej myśli.
Ostatkiem świadomości zarejestrowałam, że Chris pochyla się nade mną, moją twarz obejmuje swoimi dłońmi. Po chwili moje powieki same opadły, a na ustach poczułam jego wargi.
Pocałunek był słodki, czuły – właśnie taki, jakim go sobie wyobrażałam, kiedy pierwszy raz zobaczyłam Christophera. Nie wiedziałam co robię, mój mózg się wyłączył i pozostał tylko zmysł dotyku, jeden jedyny w pełni rozbudzony.
Chłopak jedną ręką wciąż czule gładził mnie po twarzy, a drugą obejmował mnie w talii. Delikatnie oparł mnie o pień drzewa. Szorstka kora raniła moje plecy, ale ja prawie nie zwracałam na to uwagi.
A potem nagle się obudziłam.
Zdradziłam prawo. Zdradziłam rodzinę. Zdradziłam rasę.
Szokująca myśl rozświetliła mój umysł. Szybko odepchnęłam od siebie Chrisa. Moje serce wciąż biło jak szalone, wciąż nie mogłam złapać głębszego oddechu. Przycisnęłam rękę do piersi, chociaż to nic nie pomagało.
Zabiją cię, odezwał się głos w mojej głowie. Co sobie pomyślą twoi rodzice? No tak, nie obchodzisz ich. Ale żeby uciekać w ramiona wampira? Straciłaś rozum. Niedługo stracisz też życie. O, zamknij się, sumienie. Mam cię gdzieś.
- Muszę iść – wychrypiałam. Wargi bolały, nie mogłam tak wejść z powrotem.
- Zaczekaj – chwycił mnie za rękę.
Odskoczyłam jak oparzona, wyrwałam dłoń.
- Nie dotykaj mnie – powiedziałam.
- Roxy...
- I nie nazywaj mnie tak! Jestem Roxane, rozumiesz? Zostaw mnie w spokoju!
Szybkim krokiem wyszłam. Łzy kapały mi na policzki, ciągle płynęły z oczu. Zasłoniłam usta dłonią, starając się stłumić szloch. Co ja zrobiłam? Jak w ogóle mogłam to zrobić? Rozum mi odjęło, a może naprawdę nadaję się do psychiatryka albo na śmierć?
- Wszystko dobrze, Roxane? – Za moimi plecami znienacka pojawiła się Brooke.
Zatrzymałam się zszokowana, przetarłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Uśmiechnęłam się sztucznie.
- A czemu ma nie być?
- Płakałaś – Brooke założyła ręce na klatkę piersiową.
- Nie płakałam. Coś mi wpadło do oka.
Albo raczej: ktoś, dodałam w myślach.
- Dobrze. Wracamy? Posiłek zakończony. Nie rozumiem, dlaczego nie chcesz z nami jeść.
Zemdliło mnie lekko.
- Bo jeszcze tego nie jem.
I nie chcę, nie zamierzam nawet.

8 komentarzy: